Obserwatorzy

niedziela, 10 stycznia 2016

Weekend pełen inspiracji, muzyki, sztuki i radości :)

Po ostatnim szaleństwie spowodowanym załatwianiem papierologii w związku z działalnością potrzebowałam czegoś co oderwie mnie od rzeczywistości. Dostałam zaproszenie na wyjątkowe spotkanie z wyjątkowymi ludźmi w Kedzierzynie-Koźlu. Wiedziałam, że to będzie niesamowicie muzyczne wyzwanie, ale nie sądziłam że zostanę wciśnięta w kinowy fotel tak mocno, że zabraknie mi tchu ze wzruszenia. Nie raz opowiadałam Wam o wspaniałej Chwili Nieuwagi, która tym razem odwaliła taki koncert, ze gdybym miała czapkę, to ściągnęłabym ją z głowy w geście szacunku :) 
Byłam na wielu ich koncertach i zawsze porywają mnie muzyką i wciskają w niesamowite odmęty mojej świadomości. Od smutku, wzruszenia, żalu do śmiechu, radości i chęci skakania i tańczenia bez względu na otaczający mnie tłum. 

Miałam tez okazję posłuchać Kuby Blokesza. Kim Kuba jest? To człowiek gitara/gitara człowiek.
Wyobraźcie sobie sytuacje w której niewysoki (sorry Kuba olbrzymem nie jesteś) ale za to bardzo przystojny (mam nadzieję, że jego żona mi wybaczy, no ale cóż zrobię jak faktycznie przystojny) facet z gitarą w ręce wchodzi na scenę. Myslisz sobie...eh co jeden chłop z gitarą może zrobić na tej wielkiej scenie? Bez piana, perkusji, albo czegokolwiek. Ileż można słuchać gitary i jednego faceta?
Oj kochani...można :) w przypadku Kuby można słuchać i to nie chwilę a długo...a potem bić brava, wzywać na bis i zatracać się w treści, muzyce i niesamowitej wrażliwości. Poznałam Kubę jakieś 2,5 roku temu. Nie jako muzyka, a jako znajomego. Moje pierwsze wrażenie było takie, że rozmowa z nim jest tak niesamowicie przyjemna i ciepła jak rozmowa z najlepszym przyjacielem, którego zna się lata. Płynął z niego jakiś spokój, harmonia coś czego nie da się nazwać. Zupełnie nie potrafiłam wyobrazić go sobie na scenie. Dopóki faktycznie nie zobaczyłam. Nie ten sam facet. Nie wiem jak artysta w rozmowie może być zupełnie inny niż na scenie. Kuba od pierwszej piosenki porywa Was w inny świat. Jego barwa głosu, gesty, mimika, oczy, i to że sam staje się totalnie kompatybilny ze swoją gitarą. Istny kosmos. Mogłabym go porównać do Grechuty, do Nohavicy, ale nie. Kuba jest podobny tylko do siebie. Tak samo to, co robi na scenie. Wysyła w świat tyle emocji, że człowiek czuje, jak rozpada się na kawałki. Na scenie zamienia się w poważnego pełnego sprzecznych uczuć ale pewnego siebie mężczyznę, który dokładnie wie co chce przekazać i robi to w sposób doskonały. Znacie to uczucie kiedy wychodzicie z koncertu i czujecie że tego artystę powinien poznać cały świat. A wasi przyjaciele mimo, że nie słuchają takiej muzyki powinni go zobaczyć i poczuć to samo co czuliście Wy? No to właśnie tak mam, kiedy wychodzę z koncertu Pana Blokesza :) I dlatego teraz zapraszam Was na jego kanał na YT. Wejdźcie w film i zobaczcie co ten wspaniały artysta ma do powiedzenia :)
Ale także zapraszam Was na jego nowy profil Manufaktura Piosenki na którym będą się pojawiać niesamowite kawałki w niesamowitych aranżacjach :) skąd wiem? Bo przy nagraniu dwóch miałam okazję uczestniczyć :)


Rozgadałam się na temat Kuby, bo ciągle jestem pod wrażeniem jego wrażliwości i tego co potrafi zrobić z moimi emocjami, kiedy tak bezczelnie sobie stoi i śpiewa :) 
Ale przecież dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o nowych odkryciach. Wiecie jak jest na różnego typu festiwalach? jedziecie na coś, a w międzyczasie słuchacie czegoś innego. Tak własnie na woodstocku poznałam Chwile Nieuwagi. Tak 2 lata temu na corocznym koncercie u Mietka usłyszałam Kubę i tak właśnie w tym roku poznałam Miguela Szubę, który zagrał z Blokeszem dwa numery, oraz jeden całkiem sam. Zacznę od tego, że kiedy przed koncertem się sobie przedstawiliśmy od razu wiedziałam, że wygląda mi na kogoś znajomego więc rozmawiałam z nim jak ze znajomym właśnie. To niesamowite jak dwoje zupełnie obcych sobie ludzi od słowa do słowa potrafi od razu znaleźć wspólny język. Tak było w tym wypadku i choć czasu na rozmowy przed koncertami było mało, to najbardziej uderzyło mnie, że Miguel ciągle się uśmiechał. I miał coś niesamowicie miłego w całej aparycji. Ale nie słyszałam wcześniej co, ani jak gra. Wiedziałam tylko, że jest gitarzystą. No i właśnie...to co ten człowiek zrobił z gitarą, to było totalne szaleństwo. Kolejny chłopak z gitarą, który sprawił że moje emocje zatańczyły flamenco, po czym cichutko załkały pod drzewkiem, żeby znowu zatańczyć. Jeden utwór tak naładowany emocjami, że niewiele brakowało do doprowadzenia mnie od skrajnej euforii do skrajnej rozpaczy. 
Ta dwójka na scenie mogła by spokojnie swoją energią zasilić małą elektrownię :)
Nie byłam osamotniona w swoim zdumieniu po usłyszeniu dwóch Panów z gitarą. Publiczność zastygła. Każdy pogrążył się w swoich myślach a potem eksplodował bijąc bravo i prosząc o jeszcze.
Może część z Was, którzy użytkujecie pudło zwane telewizorem już zna Miguela ponieważ wystąpił on w programie Mam Talent.
Jeśli nie, a jesteście ciekawi (wierzcie mi jesteście) kim jest Miguel i co może Wam od siebie dać to zapraszam na Miguel Moon.
Drogi Miguelu mam nadzieję tak jak już wspominałam przez ostatnie dwa dni, że niedługo zobaczymy się na Twoim koncercie :) a tymczasem dziękuję chłopaki za towarzystwo przy herbatce w mojej skromnej Rybnickiej kuchni z wyszeczerbionymi kubkami :) takie odwiedziny, rozmowy i emocje to sama przyjemność i mam nadzieję na więcej :) 

Ale żeby nie było że ja tylko o chłopach i ich gitarach :D to powiem także o grupie teatralnej, która zachwyciła mnie swoim teatrem lalek.
Studenci Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu porwali całą salę dorosłych ludzi w świat muszki majowej :) Z postaci (powiedzmy sobie szczerze) ogólnie przez ludzkość znienawidzonej stworzyli postać przez którą niemal od początku do końca spektaklu płacze się ze wzruszenia. Kiedy po spektaklu podeszłam do tej uzdolnionej grupy żeby pogratulować powiedzieli że bali się jak sztuka zostanie przyjęta przez dorosłych, bo w założeniu jest to przedstawienie dla dzieci. Zaczerwienione oczy ludzi którzy wychodzili z sali odpowiedziały same za siebie w tej kwestii. Ci młodzi aktorzy mają przed sobą niesamowitą przyszłość skoro już teraz robią rzeczy tak niesamowite porywające tłumy. Jeśli zobaczycie gdzieś u siebie spektakl "Śpij kochana" w reżyserii Dominika Gostomskiego w którym zagrają: Anna Gabrysz, Joanna Kowalska, Hubert Waljewski i Mateusz Barta, a muzykę na żywo zagra "Pierwiastek z trzech" w składzie: Adriana Lemańczyk, Paulina Szymlek i Marcin Szymlek- to walcie prościutko po bilety, bo warto! Tutaj zajawka z ich występu, Popatrzcie w oczy muszce i nie pokochajcie jej od pierwszego wejrzenia- nierealne. Popatrzcie jak Ci ludzie wczuwają się w swoje role, jak muzyka wszystko oplata i dopełnia. Emocje krążą tworząc niesamowite wrażenie, że jest się w zupełnie innym miejscu :) Polecam każdemu!


No i na koniec zespół Kroke. Po ich koncercie właściwie nie wiem co mam powiedzieć, bo wszystko co powiem wyda się małe i takie oczywiste. W trakcie ich koncertu byłam w tylu miejscach świata że ciężko mi to opisać. Fakt że nigdy wcześniej o nie słyszałam o Kroke uświadomił mi jedną smutną rzecz. Że wielu jest takich artystów, których nigdy się nie pozna i będzie to spora strata, której być może nie zauważymy. Ale jak bardzo mogliby wzbogacić nasz świat gdybyśmy jednak mogli ich poznać. Dlatego ludzie chodźcie na koncerty zespołów i artystów. Także, a może przede wszystkim tych, których nie znacie. Bo możecie przeżyć tak niesamowite chwile jak ja w trakcie tego weekendu z którego wróciłam naładowana pozytywną słoneczną energią w trakcie zimy (a wierzcie mi hotel w którym spaliśmy zapomniał czym jest ogrzewanie :D)
Znajdźcie sobie Kroke i posłuchajcie. Warto.
Nie sposób mi opisać wszystkich rewelacyjnych artystów którzy wystąpili w Kędzierzynie. Ale wierzcie mi to była prawdziwa uczta dla oka, ucha, duszy, serca i rozumu. Oby więcej takich momentów.
Wiem post przydługi i zupełnie nie rękodzielniczy, ale rękodzielnik znajduje inspirację wszędzie. Ja w ten weekend znalazłam ją w muzyce i w ludziach, którzy ją tworzą. Dlatego postanowiłam Wam to opisać tutaj chociaż nie ukrywam, że moja pisanina nie odda tego co faktycznie czułam przez ostatnie dwa dni. Magia-totalna magia czyli coś co Wiedźmy kochają ;)
No i żeby nie było że nie ma sutaszu, to taki naszyjnik sobie walnęłam na tę ewentualność :) zdjęcia się  pojawią, ale dopiero po jego powiększeniu, bo zdecydowałam że jednak będzie większy :) (zdjęcie poziom mistrz fotografii telefonowej :D)