Obserwatorzy

sobota, 19 grudnia 2015

Nigdy nie wiesz co jest za zakrętem ;) 12 dni które zmieniło najbliższe miesiące :)

No właśnie. nigdy nie wiesz co jest za zakrętem puki się tam nie znajdziesz. Ostatnio wydawało mi się że nic mi się nie udaje i w żaden zakręt nie umiałam wejść bez strachu. Dlatego powstał poprzedni post na blogu. wspominałam już że był formą totalnego katharsis.
Nie sądziłam, ze moje życie po napisaniu tamtego tekstu jakoś mocno ruszy do przodu. Chciałam się oczyścić i pokazać że jest sens wstawać z kanapy. No i jak wstałam to marzę żeby móc na niej usiąść na chwilę :D 
Dokładnie tydzień temu o tej porze rwałam sobie włosy z głowy i pisałam swój wniosek o dotację z Urzędu Pracy. Miałam na to sobotę i niedzielę. Wcześniej poinformowano mnie że dotacje to najprędzej w marcu/maju... A tutaj nagle w poniedziałek musiałam go już złożyć. 
Nie wiem ile spałam w tym czasie, raczej mało. mój mózg wymyślał nowe plany, formy promocji, reklamy, nowe rozliczenia, wyceny itp...
Po 2 dniach takiego ciągłego pisania i podawania kawy niemal dożylnie skończyłam. W poniedziałek pojawiłam się w UP z wątpliwościami i lekkim strachem ale też z myślą, że jak nie teraz to kiedy?
Złożyłam i z dusza na ramieniu czekałam na telefon, który odezwał się w  środę, że mam się wstawić przed komisją w piątek....
Rany boskie :D
Szał w oczach. Zaczęłam wertować wniosek po czym pomyślałam, że dopiero co go pisałam i bez przesady :D
Poszłam w  piątek z uczuciem "egzaminowym". Każdy kto choć raz zdawał jakiś egzamin którego się bał i który był decydujący w jego życiu ten wie co to za uczucie. Tym którzy nie wiedzą zazdroszczę luzackiego podejścia do życia :D
Komisja złożona była z 2 mężczyzn i 3 pań. Był to najmilszy "egzamin" jaki przyszło mi zdawać. Tylu miłych rzeczy na temat tego co planuję robić nie słyszałam dawno i jeszcze mocniej uwierzyłam w sens tego wszystkiego :)
Dostałam 3 punkty od komisji za przedstawienie wniosku i tym oto sposobem dostałam dotację.
Wyszłam w szoku. 
Teraz zacznie się mnóstwo pracy papierkowej. Muszę spiąć poślady i pokonać wszystkie te aspekty, których boję się najbardziej-papierzyska :)
Ale kiedy już się z nich wykopię przyjdę do Was jako właścicielka własnej firmy rękodzielniczej :)
Będę mogła w końcu ruszyć z tym co kocham a nie tylko dłubać przy świetle księżyca :) w planach jest pełno rzeczy. Głowa pełna pomysłów puchnie :) mam nadzieję od stycznia zacząć nową przygodę. Nie wiem czy nadaję się na biznes woman, ale ten tydzień pokazał mi, że czasem trzeba spaść na dno emocjonalne żeby się odbić. Ja spadłam, po czym dostałam morze wsparcia, uczuć i wiary we mnie. Tej której mi brakowało.
Kiedy pisałam wniosek odezwało się do mnie pełno znajomych z pomysłami, z propozycją wsparcia i pomocy w miarę możliwości. Do tej pory nie wiem jak udało mi sie w weekend załatwić listy intencyjne i dlaczego pozornie obcy ludzie  zrobili dla mnie wiele wyjątków sprawiając, że te 2 dni pisania wniosku choć bardzo nerwowe były jednak pozytywne :)
dziękuję Wam wszystkim za godziny przegadane przez telefon i przy bardzo szybkim reddsie :)
Dziękuję za słowa wsparcia, miliony pytań, zainteresowanie i wysłuchiwanie szczególnie wczoraj moich pisków do telefonów :) Dziękuję facetom, którzy na biżuterii nie znają się wcale a wczoraj wysłuchiwali moich planów na rozwój :)
Dziękuję przyjaciółkom za wszystkie reakcje pełne ciepła kiedy się dowiedziały że się udało.
Nie wiem co i kiedy z tego wyjdzie...ale wygląda na to, że Wiedźma postanowiła wejść na rękodzielniczy rynek z bijącym i wierzącym w powodzenie sercem...oby biurokracja tego we mnie nie zabiła :)
Nie było by tego gdyby nie moi rodzice, którzy zaciskali zęby i dofinansowywali moje nowe pomysły na naukę rękodzieła. Gdyby nie tata, który nie wiedział którą książkę do decoupage kupić więc kupił wszystkie :) Gdyby nie mama, która zawsze potrafiła chłodno ocenić każą z moich pierwszych prac dzięki czemu mogłam się doskonalić.
Nie było by tego wszystkiego gdyby nie blog, który powstał na pewnej kanapie w Głogoczowie 5 lat temu i przyjaciel, który pomagał mi ogarniać "jak to do cholery założyć" Gdyby nie wszystkie osoby, które poznałam dzięki kolczykowokwiatowo i które podzieliły się ze mną swoim doświadczeniem. Nie było by tego gdyby nie wytrwałosc moich współlokatorów i przyjaciół na studiach, którzy rozumieli ze stół jest do filcowania itp a korytarz w akademiku do używania śmierdzących lakierów. Do tej pory pamiętam waszą piosenkę "deocupage decoupage decoupage" :) Nie było by tego gdyby nie kanał na Youtube do którego namówił mnie mój przyjaciel Radek. Nie było by tego gdyby nie grupa sutasz dla każdego w której poznałam wspaniałe dziewczyny, które łączy pasja do sutaszu. 
Wszystkim, którzy wierzyli we mnie mocniej niż ja sama dziękuję :) Od stycznia zacznę walkę ze swoimi słabościami i postaram się ruszyć z kopyta :)
Blog oczywiście zostaje niezależnie od marki, którą mam zamiar tworzyć :)
Znaczy dla mnie wiecej niż jakieś tam czytadło ze zdjęciami. To kawał mojego życia :)
Tym optymistycznym akcentem pragnę powiedzieć, że życie łatwe nie jest, ale jeśli jest w nim kilka jasnych promyków dzięki którym łatwiej przez nie iść :)
I tych jasnych promyków szukajcie :)
Buziaki :*