Obserwatorzy

niedziela, 6 grudnia 2015

Uśmiech przez łzy w dobie bezrobocia- czyli jak odkryłam, że nie jestem sama na tej planecie :)

Jeśli jesteście uczuleni na narzekanie- nie czytajcie.
Jeśli jesteście moimi potencjalnymi pracodawcami- tak si czuję czekając na Was i ucieszę się z waszego telefonu :)
Jeśli jesteście dawno nie widzianymi znajomymi- zadzwońcie nie pogryzę :)
Jeśli jesteście przyjaciółmi o których mowa w tekście, albo tymi o których nie powiedziałam, bo ten tekst czytało by się godzinami- przepraszam i dziękuję :)
Jeśli jesteście rękodzielnikami- niewiele tu wzmianek o rękodziele, ale poczytać sobie można
Jeśli jesteście bezrobotni- koniecznie przeczytajcie i doceńcie co macie a czego nie widzicie
Jeśli nie bezrobocie jest waszym problemem a coś zupełnie innego, ale też alienujecie się jak tylko można przeczytajcie i też doceńcie :)
Jeśli jesteś kimkolwiek kogo nie wymieniłam - weź przeczytaj :) najwyżej stracisz 5 minut swojego cennego czasu, a może coś zyskasz?

Nie wiem czy któreś z Was szukało kiedyś pracy w nowym mieście. Zapewne tak. Zapewne sporo z Was. Z różnym wykształceniem, doświadczeniem, kwalifikacjami, oczekiwaniami. Wieczorem myśleliście "może jutro". Rano "może dzisiaj". Jednocześnie myśląc "cholera co jest ze mną nie tak?"
Taki stan sprawia, że czujemy się bardziej samotni, smutni, czasem zdesperowani na tyle, że gadamy i robimy głupoty. Czasem zdarza nam się łapać na myśli "nie ma opcji żeby cokolwiek mi się udało". Na początku patrzycie optymistycznie, wysyłacie CV do miejsc o których marzycie, potem do satysfakcjonujących, potem do miejsc w których macie nadzieję się odnaleźć. Myślicie ,"a może to właśnie to". Liczycie, że obniżenie wymagań, sprawi, ze znajdziecie "cokolwiek, byle by w końcu wyjść z domu i pracować". Z czasem zapomina się o tym, że miało się milion planów na rozwój, albo pomysłów na rozmowy kwalifikacyjne. Myślisz sobie, że jednak założenie własnej działalności przy dzisiejszych opłatach i konkurencji to nie to...Wydaje mi się, że wielu z was przeszło...lub niestety przejdzie taki etap. Niezależnie jak jesteśmy super, przedsiębiorczy, kreatywni i pomysłowi każdy ma prawo natrafić na taki mur. 
Nagle zaczynasz się smucić, odcinać od znajomych, bo w sumie o czym z nimi rozmawiać skoro głównie siedzisz w domu i coś tam dłubiesz w swoim hobby, ale generalnie nuda i stagnacja. Ileż obiadów można ugotować? Ile kolczyków zrobić? Ile uczyć szydełkowania...z czasem nawet seriale i filmy się kończą... 
Nagle zauważacie wzmożony ruch przyjaciół i znajomych, którzy zauważają, że niby zachowujesz się normalnie, ale jednak nie. Że kiedyś sama chciałaś organizować wszelkie możliwe spędy. Wpadałaś na milion (może i irracjonalnych, ale chwytliwych) pomysłów, a teraz nagle od nich stronisz, nie podchwytujesz, nie pojawiasz się na spotkaniach. Szukasz wymówek - sumie coraz głupszych, bo przecież Ci ludzie znają Cię jak nikt i wiedzą, że coś jest bardzo nie tak. Wiec zauważasz, że częściej dzwonią i chcą Cię angażować w różne rzeczy, a Ty odkrywasz z niemałym zgorszeniem, że mimo, że siedzisz na dupie non stop to jesteś taka zmęczona i nie chce Ci się przebrać z dresu i ruszyć za drzwi dalej niż do sklepu. 
Że nie chce ci się wsiąść w autobus i właściwie, to wolisz żeby wszyscy spadali. Kochasz ich bardzo wszystkich i każdego z osobna, ale oni nie mają pojęcia przez co przechodzisz i co czujesz. I wkurza Cię, kiedy Ci mówią, że na tyle Cię stać, że "jesteś inteligentna, wyjątkowa, wręcz społecznie niepoprawna, że masz potencjał, tylko wstań z tej kanapy do cholery". 
Bronisz się i bronisz i nie wstajesz za cholerę, chyba żeby rozmrozić kurczaka, albo zrobić 5 kawę w ciągu dnia, bo ciągle i ciągle jesteś taka zmęczona...
Nagle pojawia się możliwość wyjechania na zlot sutaszowy do Warszawy....oczywiście, że nie jedziesz, bo nie ma sensu. Co Ty tam pokażesz? O czym będziesz rozmawiać? Nie nie nie...Całe szczęście rozmawiasz z mądrzejszymi od siebie ludźmi, którzy namawiają Cię żebyś jechała. Chłopak z radości, że opuścisz kanapę zawozi Cię nawet o 6 rano na autobus ;] pakujesz się, jedziesz te 4 godziny Polskim Busem z bandą nastolatków którzy walą wino od 7 rano :P dojeżdzasz na miejsce i zmienia się rzeczywistość :) bawisz się wspaniale, nie skupiasz się na sobie. Szyjesz sobie, rozmawiasz, cieszysz tym, że jesteś :) Potem korzystając z okazji, ze jesteś, spotykasz jeszcze dawno niewidzianych znajomych i czujesz się jeszcze lepiej...
Ale wracasz...Wracasz, witasz się z kanapą, komputerem, mailami, wysyłasz znowu CV i dobry nastrój Cię opuszcza. Zaczynasz przypominać smutnego misia koala, tylko bez liści i drzewa, i nie tak urodziwego. Wysyłasz, czekasz, patrzysz na telefon, wysyłasz. Coś tam uszyjesz, coś nawet zrobisz na szydełku, bo się przecież uczysz...

 I nagle znajomi ze zwykłej ofensywy przechodzą do ofensywy agresywnej. Organizują spotkanie paczki ze studiów i zmuszają Cię do przejścia kawałka pasmem górskim...który prawie Cię zabija bo przecież masz astmę, ale czujesz się lepiej, kiedy schodzisz w dół i dalej oddychasz (ledwo ale jednak). 
Kiedy jesteś chora i mówisz, że nie czujesz się dobrze i chcesz być sama przyjeżdżają, myją ci naczynia i dostarczają krakersy i herbaty :) Kiedy nie wiesz czy chcesz dalej prowadzić swój kanał na YT bo wszystko jest przecież takie trudne a tobie wszystkie pomysły uciekły z głowy - przyjeżdzają. Przywożą ze sobą swoją roczną córeczkę i jedzą zupę, którą zrobiłaś mówiąc że jest dobra. Dziecko ładuje Ci się na kolana a ty się cieszysz, że chociaż nie miało okazji wcześniej Cię poznać i tak czuje do ciebie zaufanie i o dziwo lubi Cię mimo że Ty czujesz się teraz takim pyłkiem.. 
Kiedy nie masz pomysłu co dalej z sobą zrobić ofensywni znajomi wymyślają, ze Twoja biżuteria idealnie nadaje się do zrobienia fajnego katalogu z modelkami, które są w paczce (nie czipsów a znajomych),  a ty koniecznie musisz przyjechać i towarzyszyć... Bierzesz więc dupę z kanapy, malujesz się i jedziesz - mimo, że (chociaż tego nie mówisz) wcale Ci się nie chce opuszczać tej już odrobinę wysiedzianej przestrzeni. No ale jedziesz i o dziwo bawisz się wspaniale. Zaczynasz zauważać, że pod tym wymuszonym uśmiechem, który już sobie tak idealnie wypracowałaś, pojawia się  ten prawdziwy, i że nie musisz się starać uśmiechać, tylko faktycznie to robisz. Wracasz o 4 rano z przyjaciółkami i myślisz sobie, że każda z nich poświeciła sporo swojego czasu, talentu, kosmetyków i swojej osoby żebyś poczuła się lepiej. 
Zauważasz że nagle czujesz się faktycznie trochę lepiej i jakby część tej nostalgii, która ściskała Ci serce odpuszcza. Jedziesz do dawno niewidzianego znajomego, któremu obiecywałaś że go odwiedzisz od wieków. Spędzasz z nim i z jego rodziną (w tym niesamowicie grubym kotem) rewelacyjny poranek i popołudnie. Potem wsiadasz do busa i jedziesz do Krakowa spotkać się z kuzynem z którym tradycyjnie przegadujesz pół nocy. Słyszysz jak o Tobie opowiada i zastanawiasz się, kiedy przestałaś być taką osobą, którą opisuje. Łapiesz się na tym że gdzieś tam w głębi dalej nią jesteś, tylko zapomniałaś jak nią być. Ale jednocześnie czujesz, że stalowa obręcz na sercu się rozluźnia - coraz bardziej. W tym samym czasie przychodzą pierwsze efekty sesji i śmiejesz się-serio się śmiejesz z tego, ze chociaż wyszłaś fatalnie to na zdjęciu jest ujęta stara (a może nawet obecna pokrzywiona Ty). 
Rano budzisz się z wiekszą dawką energii. Dzwoni do Ciebie stary znajomy z którym nie masz okazji się widywać z racji odległości, gadasz z nim chwilę, albo dwie i łapiesz się na tym, ze starasz się nie narzekać. Dzień później jedziesz na rewelacyjny koncert i obserwujesz na scenie ludzi których znasz. Wzruszasz się i myślisz sobie o dziwo "cholera jak fajnie tu siedzieć".

Jedziesz do rodziców. Śpisz sobie z kotem, który mruczy całą noc i ładuje Ci się na brzuch, szyje i głowę :) przychodzi do Ciebie Mikołaj, przynosi piżamę- wie jak kochasz piżamy :) Idziesz na kolację do siostry i szwagra. Zjadasz wszystko, delektując się każdym kęsem, zachwycając się ich wyremontowanym mieszkaniem. Patrzysz na zdjęcia ulubionego siostrzeńca (oj co z tego że jedynego) i myślisz sobie znowu - cholera jak jest fajnie i spokojnie...
Zaraz po tej myśli zdajesz sobie sprawę, że przez ostatnie kilka miesięcy wydarzyło się sporo pozytywnych rzeczy nad którymi przeleciałaś, przepłynęłaś i których nie widziałaś - bo byłaś zajęta swoim własnym smutkiem, zacięciem i nachalnym poszukiwaniem pracy, która za cholerę nie chciała się znaleźć. Dalej nie chce niestety...
To co opisałam to mój ostatni miesiąc, w którym wydarzyło się wiele wspaniałych rzeczy. Rzeczy, które z pozoru są zwykłe, normalne i może mało ciekawe, ale teraz kiedy siedzę sobie w tą niedzielę w łóżku po wysłaniu kolejnej porcji CV, patrzę na zdjęcia, które wysłała mi Pat z propozycjami do katalogu. Odbieram maila ze zdjeciami z wczorajszej kolacji, Widzę na profilu znajomej zdjęcia z koncertu na którym byłam ostatnio. Patrzę na listę wiadomości na FB, ilu ludzi ciągle sie do mnie odzywa. Ilu dzwoni żeby opowiedzieć jakąś pierdołę, albo zapytać co u mnie. Patrzę na paczki, które dostałam od "rękodzielniczych Mikołajów" i myślę, że zaraz je otworzę, ale czekam jeszcze żeby przedłużyć swoje uczucie ciekawości i radości. Wiem, że zaraz wstanę, ustawię światło, porobię zdjęcia, które zleciła mi Pat do katalogu. Wiem, że nie będą profesjonalne, ale zajmę się nimi na tyle ile potrafię. Zrobię sobie kawę. Wyślę może jeszcze jakieś CV, siądę do moich robótek. Zrobię coś nowego. 
Po co napisałam takiego przydługiego, pewnie trochę nudnego posta? Żeby każdemu kto jest/ był/będzie (niepotrzebne skreślić) w takiej sytuacji powiedzieć, że rozumiem i czuję się tak samo. 
Że próbowałam się odwrócić od znajomych, przyjaciół, rzadziej dzwoniłam do rodziny, bo straciłam na chwilę pewność siebie i wiarę, że to tylko etap przejściowy. Ale kiedy tak dzisiaj siedzę i myślę o tych kilku miesiącach, kiedy robiłam wszystko żeby zostać sama w momencie kiedy tak bardzo sama być nie chciałam. Zdałam sobie sprawę, że mam przy sobie (nie ważne czy blisko czy daleko) ludzi, którzy będą interweniować w gorszych momentach. I dzięki nim siedzę dzisiaj i staram się patrzeć bardziej pozytywnie i racjonalnie. Nie dać się tej cholernej obręczy na sercu. Starać się zrozumieć, że problem z pracą ma każdy i to nie znaczy że jestem w ciemię bita :) to znaczy po prostu, że rynek jest trudny a poszukujących, zdesperowanych ludzi ogrom. 
Powód numer dwa? :D Żeby podziękować tym wszystkim, którzy dołożyli się do stawiania mnie na nogi. Wiem jak irytujaca mogłam być. I wiem, jak dobrze potrafię ukrywać emocje. Dzięki wszystkim, którzy starali się zburzyć mur i przekopać na drugą stronę :*
Powód trzy - żeby powiedzieć Wam, że nie można się poddawać. A jeśli już się poddacie, to chociaż złapcie za rękę kogoś bliskiego i powiedzcie prawdę-jak bardzo się boicie, jak bardzo czujecie się nie sobą. Jak przeraża Was to co jest poza kanapą. Jeśli kocha, lubi, szanuje to zrozumie i przytuli. Nie pomoże, bo pewnie nie ma jak. Ale w chwilach kiedy wydaje Ci się, ze musisz udawać silną i nikt nie powinien widzieć jak płaczesz z bezsilności i złości. W chwilach, kiedy najbardziej myślisz, ze musisz być sama, bo kto by kochał taką smutną kupkę gruzu- zrozum że sama być nie możesz.  I nie dopuść byś była. Strach i uczucie krzywdy i utraty jest tak samo normalny jak radość i wzbicie się w przestworza. Tylko niestety smutku się wstydzimy. Obawiamy odrzucenia i zawsze chowamy. Dlatego nie każdy jest w stanie się domyślić, że kryjemy go w sobie. Nie utrudniajcie ludziom którzy was kochają i dajcie sobie towarzyszyć w gorszych momentach.
I w końcu ostatni powód dla którego piszę te słowa. Jeśli macie kogoś takiego w gronie swoich znajomych, kto nagle zachowuje się dziwnie, alienuje się i z uśmiechem mówi "oj tam oj tam nic mi nie jest, szukam pracy ale niedługo znajdę, tylko jestem zajety i się nie odzywam". To zastanówcie się, czy przypadkiem za tym usmiechem nie ma przestraszonych oczu desperacji, samotności i wstydu i nie krzyczy wam w twarz - "zauważ, że nie jest dobrze!!!"

Kończę ten post lżejsza o kilogram smutku. Dalej wkurza mnie, że nie mam pracy. Dalej pewnie będę się budzić z myślą- może dzisiaj? Ale po przemyśleniu wszystkiego postanowiłam, że muszę odciążyć tą biedną kanapę :) mam nadzieję, że mi się uda :) 

jeśli ktokolwiek z was dotarł do tego miejsca- serdecznie gratuluję i podziwiam:D
Na koniec macie relacje Royal Stone z naszego warszawskiego spotkania :)